Dlaczego ja biegam, a Ty (jeszcze) nie?

Biegam od dłuższej chwili. Niby zmiana sposobu życia, walka z kilogramami, bicie rekordów. Ogólnie pojęta walka z samym sobą. Jednak czy na pewno? Czy koniecznie trzeba mieć cel by zacząć? Dlaczego jedni biegają, inny nie?

Temat pewnie trywialny, oklepany, nudny. Prosty, aż do bólu. Mówiło o nim już wielu i wielu napisało nawet książki. Mam swoją teorie, która pewnie będzie dla Ciebie mega zaskakująca, niezmiernie odkrywcza, a po jej przeczytaniu popukasz się po czole i stwierdzisz, że marnuje internetowe literki.

Wielu mówiło o tym jak to nie zamierza chudnąć. To dosłownie hit tegorocznych jak i przyszłorocznych, kolejnych oraz następnych fajerwerkowych postanowień. Co roku obiecujemy sobie, że nadszedł już czas by się wziąć za siebie. Efekt jest banalnie prosty do zinterpretowania. W 95% przypadków kończy się to treningiem od poniedziałku. „O to właśnie teraz! – eee… bo to od następnego poniedziałku.”.

Ludzie często narzekają na to jakie jest ich życie i tu równie często pada stwierdzenie, że trzeba coś z tym zrobić. Po czym bez większego zastanowienia wracają do tego co ich tak bardzo boli i brną dalej.
Tematów tego typu jest cała masa. Przestanę palić, pić, zmienię pracę, czy sławne „zacznę się uczyć”. Posprzątam pokój, garaż. Zacznę biegać.

W tym momencie pojawia się słowo klucz. Zrobię. Pasuje również zacznę, zmienię, dokonam, wygram, osiągnę! Cała masa mega pozytywnych postanowień do zrealizowania. Cała masa czasowników opisujących czynność w przyszłości, a problem w tym, że żyjemy teraz…

To teraz uciekają nam cenne sekundy których nikt nam już w życiu nie odda. To teraz nie robiąc nic, zaprzepaszczamy coś bezpowrotnie. Nie robiąc czegoś teraz, nigdy już więcej nie nadgonimy straconych chwil. W tym momencie „Carpe Diem” nabiera bardzo istotnego w naszym życiu sensu.

Dlatego też nie będę biegał. Nie będę bił rekordu, ani też nie będę trenował do maratonu. Ja to robię! – może nie dosłownie w tym momencie. W tym momencie można to nazwać, szkolę się w przekazywaniu tego co mi w głowie siedzi. Dzieląc się swoimi myślami z Tobą, co również kształtuje moje ja. 
Wchodzę na niebieskie „F”, zmieniam status na „breaking the limits” i biegnę półmaraton. Spełniam marzenie nie czekając chwili dłużej.
Mówienie o tym co chce się zrobić wcale nie przybliża Nas do realizacji celu. Działanie owszem.

Oczywiście leżenie z pępkiem ku słońcu jest jak najbardziej ok. Fajnie jest też mieć obok siebie na ręczniku satysfakcję, że właśnie odpoczywam po czymś wielkim i zbieram siły na kolejne. By nie leżeć od tak, nie próbować życia przeżyć byleby.

Powiedzenie na dziś:

„Bez jedzenia człowiek potrafi przeżyć ponad tydzień, a bez sensu nawet całe życie”

Temat mojego nowego treningu zostawiam zupełnie otwarty. Mam na myśli fakt, że testy poganiają testy. Największym problemem zdaje się być zbyt duże przyzwyczajenie do osiągania dystansu w czasie. Muszę się przestawić, bo inaczej będzie ciężko.

Dużym pozytywem jest również fakt, że przekonałem moją ukochaną Żonę, do małej aktywności fizycznej. W ruch poszedł rower, a następnie moje narzędzia. Jestem teraz nadwornym mechanikiem Michaliny. Już po drugim treningu gwint pedału został w korbie:) Wszystko dlatego, że temat rozpoczęty został bardzo poważnie. Jedyne co mogę w tej chwili powiedzieć to to, że choćby ostatni trening to około 22 km w godzinkę czasu:) Jestem dumny:)

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego wieczoru na małym treningu!
Do zobaczenia na trasie!:)

2 myśli w temacie “Dlaczego ja biegam, a Ty (jeszcze) nie?”

Dodaj komentarz